#Filmzone: Dlaczego nie mogę zapomnieć filmu „Powstanie Warszawskie”

kadr z filmu "Powstanie Warszawskie"

Uśmiechnięci chłopcy w niemieckich hełmach z biało-czerwoną opaską. Pełne zapału dziewczyny – łączniczki i sanitariuszki. Radośni mieszkańcy Warszawy. Wreszcie, po 5 latach mordów, tortur, rozstrzelań, w mieście wiszą polskie flagi! Ale z minuty na minutę coraz mniej uśmiechów. Coraz więcej zadymionych, pustych wąwozów ulic. Wypatroszonych kamienic, zabitych ludzi. Coraz mocniej czuć atmosferę osaczenia. Jest jak w klatce.

Dookoła wciąż śmigają kule, nieustannie spadają bomby. Nie ma dnia, ani nocy. Jest rozpaczliwa chęć wykrzyczenia „Jezu niech nam ktoś pomoże!”. Ale nie pomogą. Rosjanie stoją kilometr od nas, ale nie pomogą. 

„Trzeba to pokazać, bo kiedy nikt już nie zostanie, oni muszą wiedzieć” 

To ostatnie słowa operatora powstańczej kroniki pokazującego ruiny Warszawy. Ostatnie kadry filmu „Powstanie Warszawskie”. Nie robię „spoilera”, wszyscy wiemy jak zakończyło się Powstanie 1944 w Warszawie.

Mimo, że mija już kilka dni, wciąż nie mogę uwolnić się od tego filmu. Widzę ulice zastawione barykadami i wrakami samochodów, spowite kłębami dymu. Złowieszcze ulice, którymi dziś chodzę, gdy bywam w Warszawie. 

Szaleńczo dzielni chłopcy i dziewczyny pistoletami walczący z wrogiem uzbrojonym w czołgi. I ta cholerna cisza gdy już skończyła się nadzieja i amunicja... 



Dlaczego?

Film „Powstanie Warszawskie” mną wstrząsnął. Zastanawiałem się, właściwie dlaczego? Przecież co roku, od lat, oglądam te same powstańcze wspomnienia na starych kadrach. Wiem, jak skończyła się ta walka, znam historię. Co więc mnie zaskoczyło? 

W końcu zrozumiałem. A przecież to takie proste! "Powstanie Warszawskie" to nie film.

To jest prawda.

Na ten 85-minutowy film składają się, perfekcyjnie zmontowane,  dziesiątki fragmentów oryginalnych kronik filmowych z Powstania. Realizmu dodało nałożenie kolorów na czarno-białe taśmy. Wszystko to ułożone zostało w oparciu o scenariusz napisany przez Joannę Pawluśkiewicz, Jana Ołdakowskiego (dyrektora Muzeum Powstania) i Piotra C. Śliwowskiego

Obraz z głosami aktorów połączył (nie wiem czy określenie "wyreżyserował" nie jest tu nieco na wyrost?) Jan Komasa, autor "Sali samobójców". 

Gdy czytałem ten opis, miałem obawy, że obejrzę "montaż kronik filmowych" z nudnym lektorem z offu. Po seansie zrozumiałem, że to nie był "tylko film". 

Smród spalonych ciał

Ten film zostaje w głowie. Pokazuje, że nie potrzeba 3D, by znaleźć się na tamtych ulicach. By poczuć smród spalonych ciał i klaustrofobiczną atmosferę oblężonego miasta. Tego wrażenia nie da się „nakręcić”.

Tak jak niemalże namacalnych spotkań z tamtymi ludźmi z 1944 roku patrzącymi na mnie z ekranu. Jeszcze długo potem nie opuszczała mnie myśl, który z nich zginął chwilę po ujęciu, który następnego dnia, a który przeżył...

Najbardziej wstrząsającym momentem w tym filmie, nie były jednak dla mnie obrazy śmierci czy niemieckiego ludobójstwa. 




Widok spod "Palmy"

Każdego z nas coś innego porusza do głębi. Czasem obraz, który dla większości jest nieistotnym błyskiem, dla kogoś może być wielkim wstrząsem. I tak jest ze mną. Najbardziej poruszył mnie spokojny, statyczny kadr. 

Anonimowy operator stoi z kamerą w miejscu, które jest dzisiaj centrum zgiełku - na rondzie krzyżującym Nowy Świat i Aleje Jerozolimskie. Tam, gdzie stoi teraz słynna "Palma". Operator mówi zza kadru: 

„To Aleje Jerozolimskie, a właściwie to co z nich pozostało. A tam, za mostem stoją Rosjanie" 

Po 80 minutach obrazów przemocy, gwałtu, okrucieństwa, nagle znalazłem się z tym operatorem na opuszczonym skrzyżowaniu, jeszcze 3 miesiące wcześniej będącym centrum Stolicy.

I poraziła mnie gwałtowna myśl. Okrucieństwo Niemców było niewyobrażalne, ale nawet w tej skali, okrucieństwo Stalina i Rosjan było czymś wyjątkowo zwyrodniałym.

Potężna Armia Czerwona z tysiącami dział, samolotów i czołgów stała przecież tam, gdzie dziś jest Stadion Narodowy. Dobry obserwator widziałby ich stojąc pod "Palmą" w Alejach. Oni, Powstańcy, Warszawianki i Warszawiacy, też pewnie ich widzieli...

Był wrzesień 1944. Rosjanie nie przeszli tych 2 kilometrów do 17 stycznia 1945 roku. 

Spokojnie poczekali. Najpierw zginęli Powstańcy, potem umarło miasto. I to poczucie samotności musiało być najgorsze. 

Bo okrucieństwo można znieść, gdy jest nadzieja.

A to ujęcie "spod Palmy" pokazało, że ludzie w Warszawie patrzyli za Wisłę na śmierć nadziei. Czuli pewnie rozpacz, ból, rozżalenie, ale chyba najsilniej -  dojmujące poczucie osamotnienia.

Mimo tego walczyli. Patrzyłem na ekranie w twarze ludzi, którzy wiedzieli, że nikt im nie pomoże, że umrą. 

Ale wciąż walczyli.



- - -

PS: Już w chwili upadku Powstania zaczęła się w Polsce dyskusja: "czy należało rozpoczynać tę walkę?" i trwa ona niezmiennie do dziś. Cena była gigantyczna. 200 tysięcy zabitych, z czego ponad 150 tys. to cywilni obywatele miasta. 50 (lub 60 - zależy od źródeł) tysięcy ludzi zamordowanych w kilka dni na Woli. Warszawa zniszczona w 85%-tach. Spalone biblioteki, kościoły, gmachy publiczne, szkoły. Nieodwracalnie zmieciony z powierzchni ziemi dorobek historyczno-artystyczny wielu pokoleń. 
Co otrzymaliśmy za tę cenę? To pytanie bije z filmu, ale odpowiedź nie pada.

- - - 

„Powstanie Warszawskie” to pierwszy na świecie film fabularny zmontowany w całości z materiałów dokumentalnych.

Opowiada historię Powstania Warszawskiego z 1944 roku oczami dwóch młodych braci, realizatorów Powstańczych Kronik Filmowych, wykonujących rozkazy dla Biura Informacji i Propagandy Armii Krajowej. 

Bohaterowie są bezpośrednimi świadkami walki powstańczej i marzą o sfilmowaniu „prawdziwej” wojny. Autorem pomysłu na fabułę jest Jan Komasa. Scenariusz stworzyli Joanna Pawluśkiewicz, Jan Ołdakowski i Piotr C. Śliwowski. 



Komentarze