Jesteśmy Indianami świata. Złoty papier toaletowy i strzały w Donbasie

Uwaga! Drastyczne fotografie +18
 
Marketerzy, PR-owcy, reklamiarze dwoją się i troją by wymyślić coś nowego, czego "na pewno potrzebujemy". By w wielkim euro-rezerwacie dla nas-Indian, panowała nadal błogość. A co zaproponowaliby ludziom walczącym w ukraińskim Donbasie?

papier toaletowy, pokryty 24-karatowym złotem

Kilka dni temu zdarzyło mi się trafić na pewien blog o marketingu oraz jednocześnie przeczytać Wysokie Obcasy. Blog jak to blog tego typu, stoi poradnictwem. To się najlepiej sprzedaje. Te zestawienia "10 tricków na Facebooku żeby mieć więcej lajków", "23 najlepsze programy do robienia sobie selfie". Moje zainteresowanie przyciągnął tekst o "5 najlepszych, darmowych programach do tworzenia grafiki" - nie dość, że najlepsze, to darmowe! Samo dobro. Sam tekst ciekawy, warto było zajrzeć.

Kilka godzin później do rąk wpadł mi, mocno już zleżały (wrzesień 2014) numer Wysokich Obcasów. A tam wywiad z dziennikarką Bianką Zalewską. Jako jedna z niewielu pracowała na pierwszej linii frontu w Ługańsku. Jej samochód prasowy ostrzelali rosyjscy separatyści. Efekt - kręgosłup złamany w 4 miejscach, otwarte złamanie obojczyka, złamania wszystkich żeber. Bianka mówi, że wróci bo o tych ukraińskich chłopakach i dziewczynach trzeba mówić światu.

(będę ten post przerywał wieloma fotosami - czasem drastycznymi), wiec jeżeli chcecie go przeczytać, cierpliwie przewijajcie, proszę).

Mówiła, że tam nie ma bohaterskich scen jak z filmów Marvela o Kapitanie Ameryka. Tak to wygląda z bliska, jak na tych fotosach.

ukraiński batalion Azov - przerwa w walce, styczeń 2015



zabici ukraińscy pancerniacy i ich rozbity czołg, Donieck, lato 2014

żołnierz ukraiński raniony odłamkiem, szpital na zapleczu frontu, jesień 2014
Dwa światy - bloga marketingowego i reporterki z "peredowej" (w żargonie ukr.: "pierwsza linia frontu") zderzyły się jak wielkie płyty lodowe. 

Blog marketingowy jest elementem wielkiej maszyny, z istnienia której nie zdajecie sobie sprawy. To są tysiące ludzi, tysiące biur w lśniących wieżowcach, miliony drogich sprzętów biurowych, wielomilionowe budżety dla krótkich filmików i ich emisji w TV, tysiące "klikaczy" codziennie wiszących na Facebooku, Twitterze, Instagramie, Pintereście... Ta armia potrzebuje właśnie porad o "5 darmowych programach graficznych", bo ta armia nieustannie wymyśla nam rzeczywistość. 

W dzisiejszej Europie, produkt, wyrób przemysłowy, nie przyniesie zysku producentowi, bez pracy tej armii. Dzisiaj problemem nie jest dla nas brak rzeczy, ale ich nadprodukcja. Gdy mamy 45 typów kawy, to jaką kupić? I ta "armia" nam to wyjaśnia, wymyślając produktowi "tożsamość". To tak zwany "storytelling". Są tacy co twierdzą że tylko z tego żyją. 

Chodzi o to by kawa nie była tyko woreczkiem zmielonych ziaren, ale by stała się częścią naszego życia, atmosfery domu, elementem naszego osobistego life-style. Dlatego kawa Jacobs Kronung "czaruje unoszącym się zapachem kawy w domowej atmosferze", ale także jest obudowana całą siatką dodatków - np. stronami jak zaparzać fikuśne "kronungsiki". Mniejsza o to, że Kronungs to jedynie średniej jakości produkt masowy. Ale dobrze stworzona "tożsamość", czyli historia jej towarzysząca, pozwoliła na wbicie nam do głów, że to towar luksusowy.

Europejczyk lubi blichtr gwiazd (Cannes Festival)



... I ich jachtów (marina w Cannes)

Dlaczego trzeba nam wymyślać potrzeby? Dlaczego trzeba tworzyć ideologię do zakupu spodni czy proszku? Bo żyjemy w rezerwacie. Jesteśmy wielkimi, globalnymi Indianami, zamkniętymi w samodzielnie skonstruowanej złotej klatce. Sami ją sobie zrobiliśmy i jeszcze z tego się cieszymy!

Europa, ta unijna, jest w porównaniu z większością miejsc na świecie prawdziwym rajem na ziemi. Demokracja, autostrady, mega-hiper-giga markety, spa, multipleksy, Eurowizja i krewetki. Wejścia w zamknięty krąg dobrobytu strzeżemy mocno. Ukrainiec, by wjechać do Polski (Unii) musi wypełnić wiele papierów i zapłacić za wizy. 

Jest tak dobrze, że zaczynamy się nudzić, mamy wszystkiego za dużo. I dlatego, żebyśmy się nie zbuntowali, trzeba wymyślać nowe potrzeby, które zajmą nam czas.

Na przykład uzmysławiać, ile to moglibyśmy mieć chorób, i że na każdą z nich są tabletki! Nasza TV jest zalana takimi reklamami. Moją ulubioną jest kuriozalna tabletka na "zespół niespokojnych nóg w nocy". Kuriozalna, ale jest i si.ę sprzedaje. Równanie jest proste: nowa choroba = potrzeba = szansa na sprzedanie ton tabletek zrobionych z ziół. Nie zaszkodzi to, ale i nie pomoże.

Europejczyk wypoczywa na Santorini, Grecja
Dziś każdy z nas jest niewolnikiem zestawu ekranów: TV-tablet-smartfon. Na nich nieustannie migają social media. Jesteśmy dostępni online 24h na dobę. Moglibyśmy bez tego żyć, ale gdzie wtedy pojawiałoby się te 3000 do 5000 tysięcy komunikatów, w tym większość reklamowych, jakie codziennie nas dopadają? Do tego promocje, wyprzedaże, happy hours, karty lojalnościowe. Świat sprzedających wraz ze światem magików od potrzeb walczy o każdą z naszych chwil. Wciąż wymyślając nam świat od samego rana.

Upostaciowieniem naszego wielkiego rezerwatu jest pokryty złotem papier toaletowy z pierwszego zdjęcia. On ISTNIEJE. Pochodzi z jednej z europejskich rezydencji, bajecznie bogatego faceta.

I tu pojawia się znowu Bianka Zalewska. gdy czytałem rozmowę uderzyło mnie jedno pytanie i odpowiedź:
- Jak się czułaś na froncie?
- Tam nie ma problemów codziennego życia. Jesz gdy jesteś naprawdę głodna.

Czy człowiek musi trafić do piekła (jakim bez wątpienia jest wojna), by móc żyć bez wymyślania "tożsamości" dla płatków śniadaniowych? Czy my aby się nie zagubiliśmy w naszym rezerwacie dobrobytu? Nie stawiam tu prostackiej tezy, że tu jest "nieprawdziwe", a tam "prawdziwe" życie. Oczywiście, w tej pięknej Unii Europejskiej, wokół nas także żyją biedni ludzie, głodne dzieci, dzieją się tragedie. Ale to nad nami funkcjonuje maszyna wymyślania za nas celu życia. Beacony, eye tracking, content marketing, storytelling, wearables products, internet of things... Nauczcie się tych terminów. Niedługo one będą decydować o tym jaką kawę pijecie rano, jaki kupujecie sok, jakie spodnie.

I tu paradoks największy. Generalnie Ukraińcy walczą o to, by u nich... była tak samo. By ich jedynym problemem był wybór spray'u na pot spośród 50 marek. Ukraińskie dziewczyny pewnie wolałyby iść do kosmetyczki, zamiast na front. Być takie jak ich rodaczka Olga Kurylenko (dziewczyna Bonda z "Quantum of Solace"). Bo boją się skończyć jak Nadia Sawczenko, pilotka ukraińskiego śmigłowca bojowego, aresztowana przez Rosjan. Obecnie o jej uwolnienie walczą tysiące ludzi na świecie.

Zdaję sobie sprawę, że takich dziewczyn jest na świecie wiele. W Czadzie, Mali, Somalii, Afganistanie, Iraku, Syrii, meksykańskim Ciudad Juarez. Ale czy wpuścimy je do rezerwatu? Czy wejdą same? Tyle, że wtedy rozsadzą go od środka. "Charlie Hebdo" nie będzie jedyne.

te ukraińskie dziewczyny idą na front, jesień 2014
Olga Kurylenko, ukraińska modelka

Nadia Sawczenko, bohaterska pilotka

Komentarze